Błędne informowanie o zdarzeniu w Przewodowie mogłoby wywoływać konsekwencje krajowe i międzynarodowe
We wtorek po południu na terenie wsi Przewodów na Lubelszczyźnie spadł pocisk, doszło do eksplozji, w wyniku której zginęło dwóch obywateli Polski. We wtorek wieczorem w BBN premier Mateusz Morawiecki i prezydent Andrzej Duda spotkali się z członkami Komitetu ds. Bezpieczeństwa Narodowego i spraw Obronnych. Po godz. 22 rzecznik rządu i szef BBN Jacek Siewiera poinformowali o wydarzeniu. Wówczas przekazano także, że Polska weryfikuje przesłanki wykorzystania art. 4 Traktatu Północnoatlantyckiego, czyli konsultacji członków NATO.
Po spotkaniu w BBN odbyło się specjalne posiedzenie rządu, po którym premier poinformował m.in. o podniesieniu gotowości bojowej wybranych oddziałów Polskich Sił Zbrojnych, ze szczególnym uwzględnieniem monitorowania przestrzeni powietrznej.
"Na ten moment wiemy, że 15 listopada Rosja, która przeprowadziła zmasowany atak rakietowy na terytorium Ukrainy, doprowadziła do sytuacji, w której siły przeciwlotnicze ukraińskie musiały podjąć działania obronne" - podkreślił w czwartek na konferencji prasowej rzecznik rządu.
"Dotychczas zgromadzone materiały przez polskie służby, ale również przez służby, z którymi współpracujemy, nasze służby sojusznicze, wskazują, że powodem tego wydarzenia, powodem tej eksplozji rakiety na wschodzie naszego kraju były działania obronne Ukrainy przeciwko działaniom ofensywnym Rosji, która od wielu miesięcy prowadzi działania zbrojne na terenie Ukrainy" - mówił Müller.
Podkreślił, że "odpowiedzialność polityczna, odpowiedzialność moralna w tym zakresie w pełni jest po stronie rosyjskiej". "Rosja w sposób bezprawny ingeruje w integralność terytorialną innego kraju i tu nie ma żadnej wątpliwości, co do tego, kto ponosi odpowiedzialność moralną za tego typu zachowania" - oświadczył rzecznik rządu. "Podkreślamy też, że nic nie wskazuje na to, że w tej chwili mamy do czynienia z jakimkolwiek bezpośrednim zagrożeniem dla naszego kraju" - dodał Müller.
Odnosząc się do szybkości informowania o wydarzeniach w Przewodowie podkreślił, że "w komunikacji ważne jest, aby podawać informacje, które są sprawdzone i zweryfikowane".
"W ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z wydarzeniem bezprecedensowym w historii Polski, w związku z tym naszym celem było to, aby podawać państwu informacje wyłącznie zweryfikowane, które są potwierdzone przez nasze służby i skonsultowane z instytucjami państwowymi i partnerami międzynarodowymi" - mówił Müller.
"W dniu, w którym doszło do tragicznego wydarzenia informowaliśmy państwa w tym zakresie, w jakim to wtedy było możliwe, o wszelkich informacjach, które są już znane i które są zweryfikowane" - zaznaczył. "Błędne informowanie mogłoby wywoływać gigantyczne konsekwencje zarówno krajowe, jak i międzynarodowe, dlatego skupialiśmy się na tych faktach, które były możliwe do podania" - podkreślił Müller.
Przyznał, że podawane informacje powinny być szybkie, ale i sprawdzone. "Zawsze staramy się, aby można było je podać jak najszybciej, ale jest to możliwe dopiero wtedy, kiedy to będzie zweryfikowane" - dodał rzecznik rządu.
Zwrócił uwagę, że instytucje międzynarodowe dobrze oceniły polską strategię informacyjną po zdarzeniu. Jak dodał, sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg "wprost mówi, że sojusznicy NATO i Polska zareagowali w spokojny i skoordynowany sposób".
Zdaniem rzecznika rządu, z opinii Stoltenberga wynika, że "reagowanie na takie sytuacje, to umiejętność znalezienia równowagi między szybkością, zdecydowaniem i spokojem oraz unikaniem niepotrzebnej eskalacji". "Chcielibyśmy wszyscy, abyśmy mogli jak najszybciej informacje podawać, ale zawsze muszą mieć one charakter zweryfikowany" - powtórzył.
Müller pytany, czy rząd otrzymał od strony ukraińskiej pisemne wyjaśnienia w sprawie wydarzeń w Przewodowie podkreślił, że "na ten moment nic mu o tym nie wiadomo". "Ale rozumiem, że w tej chwili trwają również rozmowy dyplomatyczne" - odpowiedział Müller. Jego zdaniem, "po zgromadzeniu materiałów przez stronę ukraińską zapewne też zostanie taki materiał przedstawiony".
W środę prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski mówiąc o eksplozji na terenie Polski, oświadczył, iż nie ma wątpliwości, "że to była nie nasza rakieta, albo nie nasze uderzenie rakietowe". Zaznaczył, że opiera się na raportach złożonych mu przez wojskowych. Zełenski oświadczył też, że jest przekonany, iż Ukraina powinna i będzie brać udział w śledztwie w tej sprawie.
Prezydent Andrzej Duda poinformował w środę, że "nic, absolutnie nic nie wskazuje na to, że był to intencjonalny atak na Polskę". "To, co się stało - czyli, że na naszym terytorium spadła rakieta - nie było działaniem intencjonalnym. Nie była to rakieta, która była wymierzona, wycelowana w Polskę. W istocie zatem nie był to atak na Polskę" - mówił. Poinformował, że była to najprawdopodobniej rakieta S-300 produkcji rosyjskiej, prawdopodobnie wyprodukowana w latach 70.
"Kto wystrzelił tę rakietę? Nie mamy w tej chwili żadnych dowodów na to, że rakieta ta została wystrzelona przez stronę rosyjską. Natomiast wiele wskazuje na to, jest wysokie prawdopodobieństwo, że była to rakieta, która służyła obronie przeciwrakietowej, czyli była użyta przez siły obronne ukraińskie" - przekazał prezydent Duda. (PAP)
autorzy: Grzegorz Bruszewski
gb/ par/